Minirecenzje #5 „Wyklęta” — Joss Stirling, „Taniec cieni” — Yelena Black

Minirecenzje #5 „Wyklęta” — Joss Stirling, „Taniec cieni” — Yelena Black


Tytuł: Wyklęta
Tytuł oryginalny: Struck
Autor: Joss Stirling
Tłumaczenie: Emilia Kiereś
Seria: Struck; tom: 1
Wydawnictwo: Akapit Press
Liczba stron: 400
Moja ocena: 7/10

Nie wiem, czego spodziewałam się po Wyklętej, ale raczej nie tego, co otrzymałam, czyli połączenia Sherlocka, Wybranych i CHERUBA (łapcie link do [recenzji]). Chociaż nie powiem, żeby było to połączenie niedane. Pomimo pewnych potknięć (na przykład myślałam, że powód pojawienia się w szkole nowych uczniów będzie zachowany w tajemnicy na dłużej niż przez jeden rozdział) uważam, że autorka miała dość ciekawy pomysł na fabułę i od książki trudno się było oderwać. Jednak mam ambiwalentne odczucia w kwestii bohaterów: nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Kieran był kreowany właśnie na takiego młodszego serialowego Sherlocka, a samej Raven nie udało mi się rozgryźć, za mało w niej było charakteru. W sumie wyszła z niej taka merysujka, wiecie, sierotka, pogardzana przez wszystkich za samo istnienie, a na końcu i tak dostaje oklaski. Zresztą otwierająca powieść scena przywiodła mi na myśl opka pisane przez nastolatki. Mimo to książkę czyta się nieźle, jest lekka i ma sporo akcji.
Co było dziwne, to okazjonalnie wplecione w tekst komentarze od, jak podejrzewam, tłumaczki. Czyżby zapomniano je wykasować przed drukiem?

Tytuł: Taniec cieni
Tytuł oryginalny: Dance of Shadows
Autor: Yelena Black
Tłumaczenie: Danuta Górska
Seria: Taniec cieni; tom: 1
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 400
Moja ocena: 4,5/10

Mam mieszane uczucia co do Tańca cieni. Byłam bardzo zaintrygowana pomysłem szkoły baletowej, która ma swoje sekrety. Niestety w późniejszym czasie fabuła rozwinęła się w trochę innym kierunku niż oczekiwałam, ale ostatecznie uznałam, że warto czytać dalej, a to głównie za sprawą plastycznych opisów tańca, które w książce podobały mi się najbardziej. Przyznam, że nawet udało mi się dzięki nim poczuć, jakbym naprawdę znajdowała się w tym momencie na przedstawieniu w teatrze. Przeszkadzały mi z kolei sztuczne dialogi, które autorka na siłę chciała stylizować na mowę nastolatków (nie udało się), papierowe postaci, które miały najwyżej jedną cechę charakteru i nieśmiertelny trójkąt miłosny – do tego przewidywalny. Jest to książka przeciętna, więc ani jej nie polecam, ani polecam; fanów baletu może zainteresować, ale innych niekoniecznie.

Wyzwania:
– Czytam YA!
– Czytam fantastykę
Po godzinach #3 Seriale, które oglądam (lub oglądałam)

Po godzinach #3 Seriale, które oglądam (lub oglądałam)


Cześć wszystkim! W sumie sama nie wierzę, że piszę ten post. Kiedyś w ogóle nie oglądałam seriali, chyba że trafiłam na coś interesującego podczas skakania po kanałach i nie rozumiałam, jak można to robić na większą skalę. Jednak postanowiłam spróbować, a za jednym serialem poszedł następny, a później kolejny... i okazało się, że tych seriali jest już kilka. Oczywiście daleko mi do serialowych wyjadaczy, którzy mogliby robić swoje TOP 50, ale jestem ciekawa, które z tych telewizyjnych serii wy znacie, oglądacie, chcecie obejrzeć albo co umieścilibyście na swojej liście. :)


1. 90210
Od niego zaczęła się moja — nazwijmy to — przygoda z serialami. Na początku bardzo mi się podobał, był wciągający, młodzieżowy, nawet nie przeszkadzało mi to, że miał tematykę obyczajową. Jednak strasznie się dłużył i postanowiłam zakończyć go po trzecim sezonie. Wróciłam do niego po jakimś czasie i w końcu go dokończyłam, ale mimo że nadal miałam swoich ulubionych bohaterów, często irytowali mnie swoim zachowaniem (najczęściej bezmyślnością). Inną wkurzającą rzeczą były szybko zmieniające się koniugacje miłosne, tak że na końcu okazywało się, że każdy chodził już z każdym. Przynajmniej dzięki 90210 dowiedziałam się, że wszelkie kłopoty biorą się z kłamstwa albo zatajenia prawdy.


2. Hart of Dixie / Doktor Hart
Coś, co aktualnie oglądam i już mogę zaliczyć do ulubieńców. Bardzo przypadł mi do gustu pomysł: nowojorska doktor lądująca w dziurze w Alabamie, chociaż znowu jest to serial obyczajowy. Cóż mogę powiedzieć, Hart of Dixie to ciekawe i zabawne widowisko ze świetną scenerią. Wiele postaci darzę sympatią, zaczynając od tytułowej doktor Hart, a od trzeciego sezonu nawet George'a, z którego nie są już takie ciepłe kluchy. Fajne jest to, że w każdym odcinku mamy poruszone jakieś drobne zagadnienie medyczne, nawet jeżeli to tylko prosta sprawa, no i przyjemnie się słucha południowego akcentu, z jakim mówią aktorzy. Ponadto uwielbiam styl ubierania  Zoe. Nie muszę chyba dodawać, że jestem Team Zade? :)


3. How to Get Away With Murder / Sposób na morderstwo
Tym razem serial prawniczy, który po prostu kocham. Pięcioro studentów przyjętych na staż do kancelarii uznanej prawniczki i morderstwo, które trzeba zatuszować... to główna oś fabuły, ale HTGAWM ma o wiele więcej do zaoferowania. Serial cechują skomplikowane relacje, intrygujące sprawy, konstrukcja bohaterów i bezbłędne dialogi. Asher i Connor są mistrzami doprowadzania mnie do śmiechu. Już nie mogę się doczekać trzeciego sezonu, który wychodzi we wrześniu.


4. Sherlock
Chyba wszyscy dobrze znamy ten serial. Show, które powstało na podstawie opowiadań Arthura C. Doyle'a nie ma słabych punktów oprócz długich przerw pomiędzy sezonami. Genialne zagadki, genialne nawiązania do oryginału, genialny Benedict Cumberbatch i inni aktorzy, do tego Londyn w tle, no po prostu bajka! Scenarzyści muszą mieć niesamowitą wyobraźnię, bo rozwiązania i to, jak zazębiają się pozornie niezwiązane ze sobą fakty są, powtórzę to raz jeszcze, genialne. Kiedy wreszcie ten czwarty sezon?!


5. Misfits / Wyklęci
Misfits opowiada o raczej zdemoralizowanych nastolatkach skazanych na prace społeczne. W czasie wykonywania kary dopada ich dziwna burza, po której zyskują niezwykłe moce. Ten serial jest dziwny i wulgarny, więc na pewno nie nadaje się dla każdego. Z drugiej strony jest całkiem ciekawy i ma atmosferę. Nadal mam w pamięci wiele śmiesznych scen. Po obejrzeniu dwóch sezonów porzuciłam go, bo kierunek, w jakim poszli twórcy trochę mnie rozczarował. Poza tym mam wrażenie, że wątki były dość chaotycznie prowadzone. Mimo wszystko mam do niego jakiś sentyment. Aha, zapomniałabym wspomnieć o świetnej muzyce z intro.


5. Awkward. / Inna
To, że zaczęłam oglądać ten serial, to prawdziwy cud. Kiedyś przerzucałam kanały w telewizji, bo nie było nic ciekawego, aż zobaczyłam, że na MTV leci właśnie Awkward. i tak po prostu zaczęłam go oglądać, chociaż to był pierwszy lepszy odcinek z trzeciego sezonu. A trzeba wiedzieć, że dosłownie nigdy nie oglądam MTV (nie jarają mnie Teen Moms, meh). Spodobało mi się, więc zaczęłam od początku. Podoba mi się ta seria, bo jest taka niezobowiązująca, lekka i zabawna; ma dość specyficzne spojrzenie na świat. Co prawda później już mnie trochę zmęczyła i zostawiłam ją na początku ostatniego, piątego sezonu, ale ostatnio uznałam, że warto ją dokończyć. 


6. Scream
Najświeższe na koniec, czyli serial, którego finałowy odcinek drugiego sezonu miał premierę na początku tego tygodnia. Gatunkowo jest horrorem, a dokładniej slasherem. Niewielkim miasteczkiem Lakewood wstrząsa fala morderstw popełnianych przez zamaskowanego osobnika... Chyba nie skłamię, jeśli powiem, że przez ostatnie kilka tygodni żyłam tym serialem. Ale w końcu są wakacje, prawda? Scream urzekł mnie idealną formułą: jest straszny, ale nie na tyle straszny, żebym bała się go sama oglądać. Do tego ma kilku niesamowitych bohaterów jak Noah (osobiście lubię też Audrey, Brooke i Stavo). Serial ma duży potencjał: nadal nie wyjaśniono wielu rzeczy, pozostaje też cała historia z przeszłości z Brandonem Jamesem. Ujawnienia tożsamości zabójców mogłyby być bardziej zaskakujące, ale dużo zabawy sprawia przewidywanie na przestrzeni całego sezonu, kto okaże się skrywać drugą naturę. Mam nadzieję, że MTV jednak zrobi ten trzeci sezon, a na razie pozostaje czekać na halloweenowe odcinki specjalne.

Jest jeszcze kilka seriali, o których też chciałabym wspomnieć: Grę o tron porzuciłam po pierwszym sezonie na rzecz książek; Faking it oglądałam na początku, ale później mi się znudziło; oglądanie Bates motel również przerwałam po pierwszej serii, bo serial wydał mi się mało interesujący; Detektywa Monka uwielbiałam, ale już go niestety nie puszczają; wymęczyłam pierwszy sezon Pretty Little Liars i odpuściłam sobie, bo był strasznie nudny.

A wy, oglądacie jakieś seriale? ;)
52. „Ktoś mnie pokocha. 12 wakacyjnych opowiadań” — zebrała Stephanie Perkins | Wakacje z miłością

52. „Ktoś mnie pokocha. 12 wakacyjnych opowiadań” — zebrała Stephanie Perkins | Wakacje z miłością


Tytuł: Ktoś mnie pokocha. 12 wakacyjnych opowiadań
Tytuł oryginalny: Summer Days & Summer Nights: Twelve Love Stories
Autor: zbiorowe
Tłumaczenie: zbiorowe
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 480
Moja ocena: 7/10

Podaruj mi miłość, pierwszy zbiór opowiadań z motywem przewodnim Świąt Bożego Narodzenia nawet mi się spodobał, co mnie zdziwiło, skoro nie przepadam za romansami. Nie byłam jednak pewna, czy uda mi się wczuć w letnią atmosferę przy okazji Ktoś mnie pokocha. Całe szczęście moje obawy nie były do końca uzasadnione — no i już wiem, kto dostanie nagrodę za najbardziej optymistyczny tytuł.

Pierwsze opowiadanie, Łeb i łuski, jęzor i ogon Leigh Bardugo, jest według mnie tak samo osobliwe jak jego tytuł. Pomysł był całkiem ciekawy, ale trochę dziwnie mi się je czytało. Końcówka nawet mnie zaskoczyła, ale powinnam się wcześniej domyślić, jak to się skończy. Tekst Niny LaCour nieco bardziej przypadł mi do gustu. Koniec miłości miał w sobie odpowiednią ilość dramatyzmu i słodyczy. Ostatni bój w Horrelaksie to jeden z moich faworytów tego zbioru. Zawierał w sobie akcję, wyrazistych bohaterów i humor. Udało mi się też poczuć klimat starych horrorów (być może pomógł fakt, że opowiadanie Libby Bray czytałam o północy, gdy byłam sama w domu). Z kolei Sick Pleasure Franceski Lii Block okazało się sporym rozczarowaniem. Miałkie, niespójne i niespecjalnie ciekawe.

Zdziwiłam się, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że Za półtorej godziny skręć na północ jest kontynuacją opowiadania, które Stephanie Perkins umieściła w antologii świątecznej. Fajny pomysł, ponieważ z przyjemnością znowu spotkałam się z Marigold i Northem, chociaż mam wrażenie, że można było wycisnąć z tego więcej. W Pamiątkach Tima Federle znalazłam niestety tylko idealną przeciętność i podejrzewam, że szybko zapomnę o tym tekście. Podobną rzecz mogę powiedzieć o Bezwładności Veronici Roth — to sympatyczna historia, nie powiem, całkiem ciekawie przedstawiona, ale czy zapadnie mi w pamięć? Wątpię. Kolejny tekst, Byle nie miłość Jona Skovrona, absolutnie skradł moje serce. Utrzymany trochę w stylu komedii romantycznych, potrafił mnie rozbawić, a nawet delikatnie skruszyć moje serce z kamienia.

W Żegnaj i powodzenia Brandy’ego Colberta zabrakło chemii między głównymi bohaterami. To, że w końcu zakwitło między nimi uczucie wydało mi się sztuczne, a to poważny zarzut, bo wątek miłosny jest tu przecież najważniejszy. Cassandra Clare zaś nie zawiodła mnie swoimi Całkiem nowymi atrakcjami. Motyw cyrkowy ze szczyptą fantastyki okazał się strzałem w dziesiątkę. Tysiąc powodów, dla których mogło nam się nie udać Jennifer E. Smith to następne interesujące opowiadanie. Może nie należy do moich ulubionych, ale coś w sobie ma i przyznam, że zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. I w końcu ostatnia historia — Mapa maleńkich wspaniałości Leva Grossmana. Nie dziwię się, że to właśnie ona wieńczy ten zbiór. Podejmuje w sumie dość popularny temat pętli czasowej, jednak w magiczny i intrygujący sposób.

Wszystkie teksty są napisane lekkim, przyjemnym stylem. Myślę, że to idealna lektura na leniwe, wakacyjne  popołudnie, kiedy zależy nam tylko na tym, żeby się zrelaksować i nie myśleć o niczym ważnym. Tymczasem czekam na kolejną antologię — może halloweenową? Nie obraziłabym się.

Wyzwania:
– Czytam YA!
– Mini maratony czytelnicze
English Lovers ReadAThon 2016 — podsumowanie

English Lovers ReadAThon 2016 — podsumowanie

Cześć! Dzisiejszy post to podsumowanie moich zmagań z trzema książkami w języku angielskim w zorganizowanym przez KittyAillę (Biblioteczka ciekawych książek) oraz Weronikę (Nika ogólnie) maratonie czytelniczym. Na początku miałam nie brać w nim udziału, ale wiadomo — kobieta zmienną jest. ;)



Akcja miała miejsce od 4. do 9. sierpnia, dzisiaj zaś jest czas podsumowań. Z radością informuję, że udało mi się wykonać zadanie, a szczegóły macie poniżej.

Maraton zaczęłam od Onyxu, Jennifer L. Armentrout — akurat ostatnio nosiłam się z zamiarem powrotu do tej serii i jakoś tak wyszło, że postanowiłam po nią sięgnąć teraz. Nie powiem jednak, żeby lektura sprawiła mi przyjemność. Właściwie to czekałam, aż się wreszcie skończy. Konkrety dostaniecie w recenzji za kilka tygodni. :) Przynajmniej skończyłam ją już pierwszego dnia. Piątego sierpnia zabrałam się za The Mysterious Affair at Styles Agathy Christie. Kiedy jakiś czas temu w bibliotece odkryłam, że jest tam cały rząd kryminałów Christie po angielsku, obiecałam sobie, że kiedy skończę wszystkie swoje zasoby i będę musiała faktycznie szukać czegoś do przeczytania (nie, żeby to kiedykolwiek miało nastąpić), wezmę się za nie. No i nawinęła się okazja. Pierwsza powieść z Poirotem okazała się średnia, a język był tutaj już trudniejszy. Ponieważ zawsze książki w obcym języku czyta mi się znacznie dłużej, tym razem chciałam przycisnąć, Tajemniczą historię w Styles również skończyłam po jednym dniu. Skoro tak dobrze mi szło [:')] dałam sobie trochę luzu i ostatnią książkę, The Adventure od the Christmas Pudding tej samej autorki czytałam aż do wczesnych godzin porannych  9. sierpnia. Jest to zbiór opowiadań i całkiem przypadł mi do gustu.

Z własnego lenistwa rzadko sięgałam do słownika w czasie lektury, jeśli nie było mi to niezbędne, więc jestem zadowolona z tego, że najważniejsze rzeczy zrozumiałam samodzielnie. Mogę polecić wam czytanie w innych językach, bo to naprawdę rozwija zdolności językowe. Sam maraton uważam za udany. :)
51. „CHERUB” — Robert Muchamore | Jak zostać kick-assem

51. „CHERUB” — Robert Muchamore | Jak zostać kick-assem


Tytuł serii: 
CHERUB; tomy: 1-12
Tytuł oryginalny serii: CHERUB
Autor: Robert Muchamore
Wydawnictwo: Egmont
Moja ocena: 10/10

Jak zaczyna się historia? Jedenastoletniego Jamesa Choke'a w czasie lekcji ponoszą nerwy. Ucieka ze szkoły, bojąc się konsekwencji, ale wkrótce jego sytuacja się pogarsza. Chłopak wpada w złe towarzystwo, mimo młodego wieku jest już bliski od stoczenia się na dno, gdy nagle dostaje szansę od losu. Poznaje nietypową organizację o nazwie CHERUB, która zajmuje się... szkoleniem i zatrudnianiem bardzo młodych agentów. Ich zadaniem jest wyjeżdżanie na misje na całym świecie, by powstrzymywać różnego rodzaju przestępców.

Cykl przeczytałam po raz pierwszy w podstawówce i z miejsca się zakochałam. Ostatnio postanowiłam odświeżyć sobie pamięć i nawet nie wiecie, jak dobrze było wrócić do tej serii. To dokładnie to samo uczucie, które towarzyszy spotkaniu starego przyjaciela.

Styl autora jest raczej prosty i młodzieżowy, dlatego książki czyta się błyskawicznie. Osobom, które w miarę szybko czytają mogą zająć nie więcej niż jeden, dwa dni. W CHERUBIE bowiem nie ma miejsca na nudne opisy – ciągle coś się dzieje, a momenty wytchnienia pojawiają się z rzadka. Osobiście uwielbiam tę ciągłą akcję i emocje sięgające zenitu. Sam pomysł na cykl według mnie zasługuje na oklaski. Jest to coś oryginalnego, zwłaszcza, że wykonanie nie odstaje poziomem. Robertowi Muchamore jakimś cudem udało się zachować w tym wszystkim pewien realizm. Dzieci przed zostaniem pełnoprawnymi agentami muszą przejść wyczerpujące szkolenie. Zorganizowanie misji nie jest proste: trzeba zaangażować inne jednostki wywiadowcze oprócz CHERUBA, napisać wprowadzenie dotyczące przebiegu zadania, stworzyć legendy agentów, żeby wypadli wiarygodnie, uzyskać potwierdzenie komisji etyki… Fajnym zabiegiem są też epilogi, w których podsumowuje się dalsze losy osób występujących w danym tomie.

James to jednym z moich ulubionych bohaterów ever. Jest całkiem przystojny i zabawny, ale często wpada w tarapaty. Nie zliczę, ile razy powtarzałam w myślach „James, proszę, nie rób tego!”, a on jakoś nie chciał słuchać. Oprócz tego, hmm, lubi przebywać w towarzystwie dziewczyn, jednak przede wszystkim jest przesympatyczny. Na przestrzeni cyklu poznajemy wiele innych postaci i wszystkie są nieźle wykreowane, każda ma swoją unikalną osobowość. Wyjątek, a zarazem jedną z niewielu wad serii, stanowi Laura, czyli przyrodnia siostra Jamesa. Wprost jej nie znoszę, ponieważ gdyby była główną bohaterką, na pewno zyskałaby łatkę Mary Sue. Wszystko zawsze jej się udaje, a jeśli zrobi coś źle, to i tak nie spotyka jej kara, a wręcz wychodzi z sytuacji z korzyściami. Każdy ją lubi, mimo że ona sama jest często wredna. Pierwszy przykład dostajemy już na samym początku pierwszego tomu. Jakby tego było mało, w kolejnych częściach dostaje więcej „czasu antenowego”, na szczęście podobnie jak inne osoby. Od tomu trzynastego mamy już innego głównego bohatera, ale jeszcze go nie przeczytałam.

Nie da się ukryć, że cykl został utrzymany w młodzieżowym stylu, ale dla mnie to absolutnie plus — przez to książka jest pozbawiona wszelkiej sztywności. Do tego uwielbiam jej humor! Chociaż często nie jest to najbardziej inteligentny humor… Do tego w pierwszych kilku książkach relacje damsko-męskie mają się tak, jakby bohaterowie byli nieco starsi. Jednak zapominam o wszelkich niedoskonałościach, gdy tylko razem z Jamesem i innymi agentami wyruszam na akcję mającą uratować świat (lub tylko jego kawałek), co stanowi chyba najlepszą rekomendację.

Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest najlepszy młodzieżowy cykl na świecie, ale sentyment skutecznie przesłania mi jego wady w czasie czytania.

1. Rekrut | 2. Kurier | 3. Ucieczka | 4. Świadek | 5. Sekta | 6. Bojownicy
7. Wpadka | 8. Gangster | 9. Lunatyk | 10. Generał | 11. Bandyci | 12. Fala
13. Republika | 14. Anioł stróż | 15. Czarny piątek | 16. Odwet
Copyright © 2014 ⭐Strona pierwsza , Blogger