36. „Obsydian” — Jennifer L. Armentrout
Tytuł: Obsydian
Tytuł oryginalny: Obsidian
Autor: Jennifer L. Armentrout
Tłumaczenie: Sylwia Chojnacka
Seria: Lux; tom: 1
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 442
Moja ocena: 2/10
Kiedy przeprowadziliśmy się do Zachodniej Wirginii, zanim zaczęłam mój ostatni rok w szkole, musiałam przyzwyczaić się do dziwacznego akcentu, rwącego się łącza internetowego i całego morza otaczającej mnie nudy... Aż do momentu, kiedy spotkałam mojego nowego, wysokiego sąsiada o niesamowitych, zielonych oczach. Wtedy sprawy zaczęły obierać zupełnie inny kierunek...
Ale kiedy zaczęłam z nim rozmawiać zrozumiałam, że Daemon jest wyniosły, arogancki i doprowadza mnie do szału. Zupełnie nam nie po drodze. Zupełnie. Jednak kiedy prawie nie zginęłam, a Daemon dosłownie zamroził czas, cóż... stało się coś zupełnie niespodziewanego…
Wpadłam w kłopoty, groziło mi śmiertelne niebezpieczeństwo. Jedyną szansą, żebym wyszła z tego cało, było trzymanie się blisko Daemona, aż przygaśnie blask…Jeśli oczywiście sama go wcześniej nie zabiję.
(opis z LC)
Moje oczekiwania względem Obsydianu były dość wysokie. Czytałam entuzjastyczne opinie — oczywiście fragmentarycznie, coby sobie nie spoilerować, choć i tak dowiedziałam się o głównym wątku — i nie mogłam się doczekać, kiedy dorwę go w swoje łapki. Niestety rzeczywistość okazała się rozczarowująca.
Zacznijmy od początku. Autorka jest tak subtelna w pokazywaniu, że z sąsiadami Katy jest coś nie teges, że równie dobrze można by walnąć na okładce napis Oni są dziwni i inni, oh wait. W każdym razie naszej bohaterce przez większość czasu zdaje się wystarczać wzruszenie ramion na coraz to kolejne niepokojące sytuacje. Mimo że ona sama czasem była nieco irytująca, nie czuję do niej żadnej antypatii — właściwie to najbardziej ją polubiłam z całej powieści. Oprócz niej bohaterowie byli mi raczej obojętni.
A skoro już zaczęłam mówić o postaciach, nie może zabraknąć wzmianki o Daemonie. Pisałam w jednym z komentarzy, że u mnie nie zapunktował. Prawdę mówiąc, uważam, że jest okropny. Dla mnie nic nie usprawiedliwia takiego buractwa, jakim wykazał się szczególnie na początku. To, że potem był trochę milszy, nie zmienia złego pierwszego wrażenia. Bad boy to raczej nie mój typ, więc kreacja Daemona na aroganckiego chama niezbyt przypadła mi do gustu. Denerwująca była też stała gadka Katy w stylu „Jezu, jaki on jest pociągający... Ale jest palantem. Ale jest pociągający...”.
Natomiast tym, co najbardziej uderzyło mnie podczas czytania, jest wyraźna inspiracja Zmierzchem. Momentami miałam wrażenie, że autorka praktycznie przepisała sceny z powieści Meyer, zmieniając tylko szczegóły. Popatrzmy: mamy dziewczynę przeprowadzającą się do małego miasteczka i poznającą nieziemsko przystojnego faceta z wahaniami nastrojów i generalnie buca. Podobieństw jest zresztą więcej (od razu ostrzegam, że następny akapit zawiera spoilery).
Po napaści Katy ląduje na chwilę w szpitalu, a później Daemon próbuje jej wmówić, że zdarzyło się coś innego, niż jej się wydaje. Poza tym uratował ją przed zderzeniem z tirem. Dalej — dziewczyna poznaje pięcioro Luksjan w swoim wieku — „rodzinę” Daemona i jego samego. Dee jest milutka i bardzo chce znaleźć sobie nową przyjaciółkę. Ashley wpisuje się w schemat wrednej blondyny. Oprócz tego mamy dwóch chłopaków, jeden bardziej cichy. Brzmi znajomo? Jakby tego było mało, Luksjanie, podobnie jak wampiry, posiadają zarąbiste moce (zaginanie czasoprzestrzeni, niewidzialność, leczenie ran) ponieważ, bo tak, a do tego pięknie wyglądają. Że już nie wspomnę o świeceniu się. Nie obyło się też bez typowo ałtoreczkowego chwytu, czyli obrony (jeszcze nie) ukochanej przed gwałtem.
Książkę uratował sposób, w jaki została napisana. Prosto, młodzieżowo, trochę z ironią, niby nic nadzwyczajnego, ale tak mnie wciągnęła, że pochłonęłam ją w jeden dzień. Byłam zdziwiona tym, jak trudno mi było się od niej oderwać. Sam wątek „takich” istot jest nawet ciekawy. Gdyby tylko uwiarygodnić go i pozbawić niektórych elementów, o których powiedziałam wcześniej, naprawdę nieźle by to wyszło.
Spodziewałam się czegoś znacznie lepszego, a dostałam to, co dostałam. Mimo wszystko sięgnę po następne części, by dowiedzieć się, jak dalej rozwija się ta historia. Kto wie, może z czasem i ja nabiorę do niej sentymentu?
1. Obsydian | 2. Onyks | 3. Opal | 4. Origin | Opposition
Wyzwania:
– Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
– Czytam fantastykę
– Czytam opasłe tomiska
– Klucznik
– Kocioł wiedźmy
– Mini maraton czytelniczy
Inspiracja Zmierzchem? A mam takie oczekiwania!
OdpowiedzUsuńAle kobieto, jak ja się uśmiałam przy tym fragmencie o okładce :D Tzn. o opisie na okładce "dziwni i inni" :D
Cieszę się, że udało mi się tym kogoś rozbawić. :D
UsuńCzytałam. Temat - oryginalny, to trzeba przyznać. Wcześniej się z nim nie spotkałam. Ale ogólne wykonanie nie jest dobre. Książka nie jest wybitna. Ot, taka do poczytania, jak się człowiek nudzi - a ja się baaardzo nudziłam.
OdpowiedzUsuńA ja się właśnie nie nudziłam i nie wiem, dlaczego - jak sama powiedziałaś, książka nie jest najlepsza.
UsuńPrzyznam szczerze, że Zmierzchu nie czytałam, więc nie wiem jak to jest z tą inspiracją. Mnie się osobiście seria podoba, ma swoje wady (irytujące zachowanie bohaterów, którzy doprowadzali mnie momentami do szału), ale cała historia według mnie jest całkiem dobra.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, też zachciało mi się śmiać przy tym fragmencie z okładką :D potem zdałam sobie sprawę, że to w sumie prawda :D
Skoro nie czytałaś "Zmierzchu", to nic nie straciłaś. Zobaczę, jak tam się mają kolejne części, może mnie też w końcu "Lux" się spodoba. ;)
UsuńDopiero twoja recenzja uświadomiła mi, ile tak naprawdę jest podobieństw między Obsydianem a Zmierzchem. Wcześniej jakoś nie zwracałam na to uwagi, ale i tak bardzo lubię tę serię ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam "Obsydian" i też nie byłam zachwycona. Zapachniało "Zmierzchem" i po tym porzuciłam swoją znajomość z serią.
OdpowiedzUsuńNie tak dawno zastanawiałam się nad przeczytaniem tej książki, widziałam sporo recenzji, ale po Twojej chyba sobie jednak tę książkę odpuszczę. Mam już dość "Zmierzchopodobnych" czytadeł :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Lunatyczka
Generalnie... Po okładce czy tym, że bohater nazywa się DAEMON (oh! czyżby DEMON? omg, to na pewno nie może być jakaś istota pozaziemska, posiadająca magiczne moce... oh, wait!) wiedziałam, że książka mi się nie spodoba. A raczej - że nie przyciągnie mnie do siebie, bo jej jeszcze nie czytałam. I nie mam zamiaru. Wolę poświęcić się innym tytułom.
OdpowiedzUsuńMi za to książka bardzo się podobała :)
OdpowiedzUsuńSeria Lux jest jedną z moich najbardziej ulubionych. Szkoda, że rozczarowałaś się tą książką :(
Czasami dużo osób zachwyca się jakąś książką, a mnie kompletnie nie przekonuje. Czasami tak już jest :)
Czy Ashley zawsze musi być wredną blondyną? :p
OdpowiedzUsuńW każdym razie, to zdecydowanie już nie mój typ książek. Już nie, bo w podstawówce/na początku gimnazjum zaczytywałam się w nich... ale chyba na szczęście już mi przeszło xD
drewniany-most.blogspot.com
Może to właśnie imię zobowiązuje do takiego zachowania? ;p
Usuń