37. „7 razy dziś” — Lauren Oliver
Tytuł: 7 razy dziś
Tytuł oryginalny: Before I fall
Autor: Lauren Oliver
Tłumaczenie: Mateusz Borowski
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 384
Moja ocena: 5,5/10
Co byś zrobił, gdybyś pewnego dnia obudził się... wczoraj? Gdybyś powtarzał ten dzień na przykład siedem razy? Wykorzystałbyś to i zrobił rzeczy, na które normalnie byś się nie odważył, czy raczej zostałbyś przy swojej rutynie? Czekałbyś, aż ten koszmar się skończy, a może dziękował za uśmiech losu? Sam Kingston nie musi gdybać, bo właśnie to jej się przytrafiło. Musi odkryć, w jakim celu została uwięziona w tym jednym dniu i co może zrobić, żeby wyrwać się z pętli.
Wydawnictwo Otwarte jak zwykle nie zawiodło i zapewniło spory rozgłos swojej kolejnej książce. Również okładka przyciąga wzrok i nieźle się prezentuje. Zachęcona obiema tymi rzeczami (chyba powinnam zrezygnować z takiej taktyki wybierania książek, bo średnio się sprawdza), sięgnęłam po 7 razy dziś. Lektura ta, choć nie najgorsza, nie spełniła też wszystkich moich oczekiwań.
Sama książka jest w wielu miejscach nudnawa, na przykład gdy bohaterka prowadzi nic nie znaczące rozmowy z koleżankami. Również postacie nie są najmocniejszą stroną powieści. Zlewają się ze sobą i pozostają obojętni dla czytelnika. Na początku nie do końca odróżniałam nawet przyjaciółki Sam. Nie wiem zresztą, czy autorka specjalnie wykreowała je w taki, a nie inny sposób, chcąc zwrócić na coś uwagę, ale często nie wzbudzają sympatii swoim zachowaniem.
Książka jest o tyle ciekawa, że można prześledzić wyłaniający się z niej obraz życia — nie oszukujmy się — amerykańskich nastolatków. Obraz, bądź co bądź, stereotypowy. Jednak w kontekście tej historii może nawet lepiej, żeby nie miała za wiele wspólnego z rzeczywistością, Ostatecznie młodzież jest tu pokazana raczej w negatywnym świetle — pali papierosy, wagaruje, często prowadzi już bujne życie erotyczne, przy każdej okazji urządza imprezy, na których alkohol leje się litrami, używa wulgaryzmów (patrz: mówienie do przyjaciółki „suko”); czyli przechodzi okres dojrzewania w, przynajmniej dla rodziców, najgorszy możliwy sposób.
Poza tym mamy tutaj szkołę — ucieleśnienie amerykańskości (przynajmniej w utartym schemacie): podział na popularnych, którzy są uwielbiani, ale zarozumiali i przekonani o własnej wyższości, i którym wszystko wolno oraz na wyrzutków, którzy często padają ofiarą kpin i żartów ze strony tych pierwszych. A to dlatego, że nie są modni/bogaci/nie całują im butów. Kolejnym przykładem jest Dzień Kupidyna, w którym liczba róż, jaką otrzymasz, odzwierciedla twój status: kilkadziesiąt — należysz do „elity”, mniej niż pięć — najlepiej nie wychodź z domu, bo się nie liczysz. W żadnej szkole nie może też zabraknąć młodego, gorącego nauczyciela oraz nauczyciela-zboczeńca.
Pomysł nie jest specjalnie odkrywczy, a wydaje mi się, że można by ugryźć temat w bardziej interesujący sposób. Zaznaczę tylko, że doceniam przesłanie, jakie zawarła w swej powieści Lauren Oliver i mogę mu przyklasnąć. To jednak za mało, żeby historia była poruszająca. Brakowało czegoś, co by tę książkę odróżniło od zalewu innych pozycji z tegoż kontynentu. Według mnie jest po prostu przeciętna. Zatem: przeczytać można, jeśli schematyzm i lekka forma nie są wam straszne, ale można chyba znaleźć lepsze rzeczy do czytania.
Wyzwania:
– Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
– Klucznik
– Mini maraton czytelniczy
Wyzwania:
– Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
– Klucznik
– Mini maraton czytelniczy
Fakt, książka nie była za bardzo odkrywcza. Zawiódł tu sposób ukazania historii, bo od początku do końca wiedziałam do czego to zmierza, było schematycznie. Jednak nie żałuję, że przeczytałam tę książkę. Była świetnym oderwaniem od fantastyki ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
papierowe-strony.blogspot.com
A mnie się ta książka bardzo podobała. Rzeczywiście mogła przedstawiać nieco uproszczony schemat życia w Ameryce, ale urzekło mnie to, jak autorka stopniowo pokazywała przemianę zachodzącą w głównej bohaterce - naprawdę cudowna! :)
OdpowiedzUsuńWydawnictwo już wcześniej miało ją w swojej ofercie, ale miała ona inną szatę graficzną (o ile dobrze pamiętam).
OdpowiedzUsuńAktualnie nie mam ochoty na tę książkę, ale mam słynną trylogię tej autorki i muszę ją w końcu ruszyć, bo się tak kurzy na półce... :3
Wiem, co nie zmienia faktu, że z nową okładką była mocno promowana. ;)
UsuńW takim razie życzę miłej lektury! :)
Okładka jest okropna. D: Szkoda, że treść książki tego nie nadrabia. O ile na serię "[delirium]" mam ochotę, o tyle do "7 razy dziś" kompletnie mnie nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńMnie się podoba :) A już na pewno jest lepsza niż ta poprzednia.
UsuńA jak dla mnie to jedna z lepszych książek, które czytałam. Wiem, że wiele osób ją krytykuje, a jednak moje serce podbiła. Przeczytałam ją dwukrotnie i mimo wszystko: dalej kocham.
OdpowiedzUsuńWiadomo, do każdego trafia coś innego. :)
UsuńZgadzam się z Tobą w 100% :) Dla mnie to taka książka: przeczytać i zapomnieć. Nie było w niej nic odkrywczego; cały bieg wydarzeń można było przewidzieć już po przeczytaniu opisu ;) Miło, że nie jestem sama ze swoją opinią.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :) Przy gorącej herbacie
Mnie też jest miło. :)
UsuńNieee, nie mam ochoty na stereotypy ^^ Jakoś nie widzi mi się też miejsce akcji :D
OdpowiedzUsuńJakoś przeczuwałam, że ci się nie spodoba. ;D
UsuńKsiążkę mam już na półce, ale spodziewałam się, że będzie to niezwykle interesująca i emocjonalna lektura. Pozostaje mi tylko samej się przekonać :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję jednak, że się bardzo nie zawiodę :D
Szkoda, że książka nie zachwyciła Cię tak, jakby mogła. Muszę ją przeczytać, żeby przekonać się, jakie wrażenie wywrze na mnie. :)
OdpowiedzUsuńKsiążka pod początku mnie nie zainteresowała. Pomysł jak dla mnie był całkiem spoko, ale podświadomie wiem, że i tak by mi się ta historia nie spodobała.
OdpowiedzUsuń