Book haul #10 Życie zaczyna się dopiero jesienią, kiedy robi się chłodniej...

Mam nadzieję, że cytat z Wielkiego Gatsby'ego wprowadził was w odpowiedni nastrój. Następny post i tak pojawiłby się najwcześniej za parę dni, a ostatnio pisałam jeszcze o podsumowaniu października, więc pomyślałam, że nie zaszkodzi w międzyczasie pochwalić się, co ostatnio udało mi się zdobyć. Jestem bardzo zadowolona z moich zakupów i już tylko czekam, aż podczas przerwy świątecznej albo w ferie będę mogła zawinąć się w kocyk i na spokojnie zapoznać się z tymi pozycjami. :)

'
Teraz jestem w trakcie czytania Znikającej łyżeczki. Dziwne opowieści chemicznej treści Sama Keana i jest to akurat książka wypożyczona, na którą bardzo długo czekałam, bo ciągle była niedostępna (jak się zaraz okaże, to nie jedyna lektura, którą w końcu udało mi się dorwać w tym miesiącu). Mam wrażenie, że od jakiegoś czasu książki popularnonaukowe dają mi większe ukojenie niż zwykła beletrystyka i tutaj też jak na razie mi się podoba. Dalej mamy Podniebnego Kerstin Gier; od samej premiery wiedziałam, że po prostu muszę go zdobyć — pisałam już parę razy o tym, jaką przyjemność sprawiają mi powieści tej autorki. No i muszę powiedzieć, że okładka wygląda jeszcze lepiej na żywo.

Tamte dni, tamte noce André Acimana zrobiły się głośne za sprawą ekranizacji i mnie też ona zachęciła do przeczytania pierwowzoru. Z tego co wiem, zbiera skrajne opinie i jestem bardzo ciekawa tego, czy przypadnie mi do gustu. Kolejnego pana na pewno znacie — nie mam wątpliwości, że Stanisław Barańczak ze swoim Pegaz zdębiał mnie nie zawiedzie. Prawdopodobnie jest to mój ulubiony poeta i po prostu wybitny twórca.

Na samym dole znajduje się trochę chyba niepozornie wyglądająca nominacja do ostatniej Nagrody Bookera. Przyznam, że do niedawna w ogóle nie interesowałam się literackimi nagrodami, zresztą nadal nie jest to dla mnie jakiś istotny wskaźnik tego, co warto czytać, ale stałam się trochę bardziej świadoma w tym temacie i zdarza mi się znaleźć coś ciekawego wśród wyróżnionych pozycji. Przykładem tego jest właśnie Siódma funkcja języka Laurenta Bineta, która podbiła moje serce swoim blurbem; miejmy nadzieję, że właściwa treść da to samo wrażenie. Z tyłu jest jeszcze jedna książka: Harry Potter. Podróż przez historię magii wydana przez Bibliotekę Brytyjską. Przeglądałam ją i zapowiada się naprawdę świetnym dodatkiem dla fanów cyklu. Bardzo się cieszę, że to uniwersum cały czas żyje i coś się w nim dzieje (Zbrodnie Grindelwalda, oczekujcie mnie!).


Jak wspomniałam, udało mi się też w końcu wypożyczyć książki, na które czaiłam się parę miesięcy, i oto są: Lśnij, morze Edenu Andresa Ibáñeza oraz Wyspa Sigríður Hagalín Björnsdóttir. Trochę się obawiam, że nie dorosną do moich oczekiwań, ale przecież nie przekonam się, dopóki ich nie przeczytam.

Koniecznie napiszcie mi, co wy ostatnio sobie sprawiliście i cieszcie się weekendem. :)

1 komentarz:

  1. czytałam z tego stosu tylko "Podniebny", było przyjemnie, jednak zabrakło mi takiego wow, jakie było w przypadku Trylogii Czasu tej autorki. ale wynagrodziło mi to wydanie, które jest przepiękne <3 udanej lektury! pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Będę bardzo wdzięczna, jeśli podzielisz się swoją opinią na temat posta. :)

Copyright © 2014 ⭐Strona pierwsza , Blogger