69. „Głosząca kres” — Jay Kristoff | Troszeczkę rozczarowanie

Recenzja wolna od wszelkich spoilerów.


Tytuł: Głosząca kres
Tytuł oryginalny: Endsinger
Autor: Jay Kristoff
Tłumaczenie: Jakub Radzimiński
Seria: Wojna lotosowatom: 3
Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: 608
Moja ocena: 7/10

Zupełnie nie spodziewałam się, że tak wyjdzie, ale Głosząca kres okazała się dla mnie najgorszą z części cyklu. Pisanie finału zapewne nigdy nie jest łatwe, bo trzeba spiąć wszystkie wątki i niejako wybrać już ostateczną drogę dla bohaterów i zawiodłam się na tym polu, o czym za chwilę. Generalnie trochę ciężko szło mi czytanie, na początku miałam trudności z tym, żeby wciągnąć się w tę historię, styl też już nie czarował tak, jak to miało miejsce wcześniej — metafory stały się nieco wtórne (zbyt dużo w nich pocałunków). Od połowy robi się jednak lepiej pod tym względem. Znacznie poważniejsze zarzuty mam co do poprowadzenia fabuły. Wojna lotosowa jako seria najbardziej kupiła mnie oryginalnością, którą niestety częściowo straciła w tym tomie: niemal wszystkie główne wątki były dla mnie przewidywalne. Spodziewałam się ich już od kiedy dostrzegłam drobne aluzje (może nawet nie takie drobne...) zasiane przez Kristoffa w Tancerzach burzy i Bratobójcy, ale nawet, gdyby ich nie było, z łatwością można by się ich domyślić, jeśli tylko ma się jakieś doświadczenie z literaturą młodzieżową. Nie chcę rzucać spoilerami, ale uwierzcie mi, że prawie wszystkie problemy, z jakimi spotykają się postacie, są jak oczywiste ścieżki wydeptane przez autorów w obliczu ostatecznej konfrontacji; mówię tu chociażby o przedłużeniu pewnej sytuacji z Bratobójcy, która potoczyła się dokładnie tak, jak to przewidziałam. Kristoff już wcześniej nie ustrzegł się wykorzystywania schematów, ale chyba nie w takiej ilości. Może to wina tego, że trzeci tom po prostu nie potrafi być tak świeży jak dwa pierwsze. Może nie zawsze element zaskoczenia jest tak bardzo potrzebny w powieściach, jednak mając do czynienia z literaturą tego typu, gdzie akcja ma stanowić główny trzon, a czytelnik powinien pozostawać w napięciu, trochę szkoda, że ten sam czytelnik jest zwykle o kilka kroków przed bohaterami.

No dobrze, trochę sobie ponarzekałam (nie miałam nawet za bardzo gdzie uciąć akapit), ale przecież Głosząca kres to nadal bardzo dobra książka, którą czyta się z chęcią. Każdy, kto zżył się z Yukiko i jej ekipą, dalej będzie im kibicował, a końcówka nie pozostawi go obojętnym. Chodzi w końcu o ratowanie wysp Shima trawionych przez zło pochodzące ze wszystkich stron. Chyba właśnie to należy do największych zalet tej lektury — przywiązanie do świetnych bohaterów. Jedno jest pewne: rewolucja wymaga ofiar. Autor nie boi się wpędzać swoje owieczki w wielkie kłopoty i poddawać je próbom, a z tych nie wszyscy wyjdą cało.

W podsumowaniu cała seria wypada lepiej niż przyzwoicie i tak jak już powtarzałam, uważam ją za jedną z lepszych w gatunku. Na pewno warto ją przeczytać i dać się porwać emocjom, jakie ze sobą niesie.

1. Tancerze burzy | 2. Bratobójca | 3. Głosząca kres
___

Na marginesie — Strona Pierwsza świętuje dzisiaj swoje czwarte urodziny. Bywało lżej, bywało ciężej, ale nadal ten statek jakoś utrzymuje się na morzu i bardzo się z tego cieszę. :)

4 komentarze:

  1. Wszystkiego najlepszego! ;* "Głosząca kres" czeka u mnie na półce. Mam wysokie oczekiwania i teraz trochę boję się rozczarowania :( ta seria jest cudowna! 💕

    Pozdrawiam,
    Ksiazkowa-przystan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Mam nadzieję, że "Głosząca kres" i tak ci się spodoba. ^^

      Usuń
  2. Końcówka była cudowna, ale też mam wrażenie, że w pewnym momencie się zamieszała :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ajajaj, pierwsze zdanie Twojej recenzji mnie trochę podłamało. Właśnie zabrałam się za tę książkę po umiarkowanie udanej lekturze Bratobójcy - miałam nadzieję, że tom II to po prostu taka pozycja "przejściowa" i własnie finał będzie bardziej imponujący. Wojny Lotosowe to dla mnie jedna z ciekawszych wizji w literaturze młodzieżowej, ale warsztatowo i fabularnie niestety kuleje, a jednak sam dopracowany obraz świata nie pociągnie takiej dużej (objętościowo) trylogii... Przeczytam i tak, cóż zrobić, ale trochę szkoda potencjalu - zwłaszcza że po Nibynocy i Bożogrobiu Kristoffa wiem już, że potrafi on i świetnie poprowadzić fabułę, i pisać w sposób, że książkę wręcz ciężko odłożyć.

    Pozdrawiam,
    Ewelina z Gry w Bibliotece

    OdpowiedzUsuń

Będę bardzo wdzięczna, jeśli podzielisz się swoją opinią na temat posta. :)

Copyright © 2014 ⭐Strona pierwsza , Blogger